No i nadszedł ten czas żeby opisać i pokazać to co zobaczyliśmy w tym roku. W norwegi byliśmy od 22 lipca do końca września, więc było czasu aby coś zobaczyć. Myślę, że czas został dobrze wykorzystany, a oto efekty.
Zacznę od początku, czyli od podróży na północ.
Wyruszamy z Bydgoszczy i czeka nas ok. 1100 km drogi. Najpierw do Świnoujścia na prom, po drodze mały postój w Stargardzie Szczecińskim
[
Swoją drogą ładnie wygląda taki przyziemiony, szkoda że tylko chwilowo.
Docieramy do Świnoujścia i pakujemy się na pokład m/f Gryf,
Golfik zabezpieczony, można płynąć. więc żegnamy się z Polską.
Teraz czas na sen i po 6 godzinach jesteśmy już w Szwecji w Treleborgu
Niestety, jest niedziela godzina 7 rano a Szwedzi tak wcześnie w niedzielę nie pracują więc czekamy ponad godzinę na kogoś kto spojrzy na paszport i powie, że można jechać. No cóż mnie też by się nie chciało wstawać tak wcześnie, ale czas już jechać, wjeżdżamy na trasę E6 i będziemy się jej trzymać prawie do samego końca.
Jedzie się dobrze, droga równiuteńka, prędkość podróżowania "troszkę" większa niż w Polsce. Po drodze, jeszcze w Szwecji mijamy taki oto, ciekawy most w okolicach miejscowości Uddevalla.
Teraz jeszcze ok. 100 km i będziemy w Norwegii. Granica w Svinesund znajduje się na moście i gdyby nie tablice informacyjne to trudno byłoby ją zauważyć.
Kontynuujemy podróż trasą E6, mijamy Oslo i jedziemy jeszcze ok 80 km na północ do miejscowości Minnesund, tam zjeżdżamy z E6 na drogę nr 33 i po kilkuset kilometrach przejechanych autostradą wreszcie zaczyna się ciekawie i ładnie.
Po przejechaniu niespełna 50 km jesteśmy na miejscu w Bilitt.
Jeden dzień wolnego na aklimatyzację, rozpakowanie i do pracy, bo po to tu jesteśmy.
Teraz to już przed oczami tylko cebula, ziemniaki i brukiew, ale chociaż jak się rozejrzeć to widać takie krajobrazy.
To widok na miasteczko do którego jeździmy na zakupy, jak jest czas oczywiście.
Wreszcie mamy dzień wolny, jedziemy do Lillehammer zjechać bobslejem na kółkach po torze olimpijskim, SZALEŃSTWO!!! 100 km/h i przeciążenie do 6G!!!
http://www.olympiaparken.no/index.asp
Coś dla wielbicieli Adama Małysza i skoków narciarskich (czyli dla mnie) skocznia olimpijska w Lillehammer.
Można też poczuć się troszeczkę jak Adaś.
Na belce reprezentant Polski, czyli ja. Widok jest porażający i trzeba być troszkę "chorym" żeby skakać. Dodam, że siedziałem na skoczni K 90.
i widok z belki
Kolejnego wolnego dnia wybraliśmy się do Oslo. Miasto ciekawe, ładne i czyste. Zwiedzanie zaczęliśmy od Twierdzy Akershus (
http://pl.wikipedia.org/wiki/Twierdza_Akershus )
Dalej poruszaliśmy się w stronę Pałacu Królewskiego
po drodze mijaliśmy Parlament
Uniwersytet
A to jedna z ulic w centrum Oslo
czysto tutaj.
Tak wygląda ratusz, który znajduje się nad samym Oslofiorden
Potem pojechaliśmy zobaczyć oryginalne łodzie wikingów, znajdujące się w Muzeum Łodzi Wikingów (
http://pl.wikipedia.org/wiki/Muzeum_%C5 ... B3w_w_Oslo ). To jedna z nich
Dalej kierujemy się do Frogner Park zwanego też Parkiem Vigelanda od nazwiska architekta i twórcy rzeźb, które w nim się znajdują, piękne miejsce.
Ostatnim miejscem jakie chcieliśmy zobaczyć to skocznia Holmenkollen (
http://pl.wikipedia.org/wiki/Holmenkollen )
I znowu wracamy do Bilitt i do pracy rodacy!!!
Nadszedł jednak upragniony moment kiedy to nadarzyła się okazja aby pojechać gdzieś dalej. Decyzja zapadła szybko, ruszamy w stronę Bergen.
Środek transportu to mój Golfik, jedziemy we 4 osoby ja , moja dziewczyna i dwóch kolegów z którymi pracowaliśmy.
Wyruszamy o 7 rano i już po paru godzinach wiemy że było warto bo trasa zaplanowana tak aby zobaczyć jak najwięcej po drodze. A i sama droga dostarcza nie lada atrakcji i widoków.
Około południa docieramy do jednej z atrakcji, która znajduje się po drodze, Laerdalstunnelen (
http://www.vegvesen.no/region_vest/pros ... nglish.stm )
Następny przystanek to Tvindefosen (
http://www.tvinde.no/tvindefossen.htm ) widok jak z bajki, pogoda super, aż nie chce się jechać dalej.
No ale trzeba się ruszyć i jechać dalej.
Nareszcie docieramy do Bergen. Miasto robi niezwykłe wrażenie, otoczone wodą z wąskimi uliczkami i niezwykłą najstarszą drewnianą częścią miasta Bryggen (
http://pl.wikipedia.org/wiki/Bryggen ). Niepowtarzalne wrażenie robi też widok z tarasu widokowego, na który wjechać można kolejką Floibanen (
http://www.floibanen.com/default.asp )
Bryggen
Widok na miasto z tarasu
Uliczki Bergen
Kolejna charakterystyczna rzecz to domki gdzieś na zboczu wzgórz otaczających Bergen
Tego dnia znaleźliśmy jeszcze jakiś kemping i udaliśmy się na zasłużony wypoczynek.
Nasz kemping
Drugi dzień wyprawy przywitał nas mglistą ponurą pogodą. Po przejechaniu paru kilometrów korzystamy z przeprawy promowej przez największy norweski fiord Sognefiord.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Sognefjord
Dalej jedziemy w kierunku Jostedalsbreen, czyli największego lodowca w Norwegii i w kontynentalnej części Europy (
http://en.wikipedia.org/wiki/Jostedalsbreen ). Po drodze mijamy niesamowitą dolinę, w której panuje iście baśniowy krajobraz.
Przy okazji udało mi się zrobić naprawdę fajną fotkę Golika
Na fotkę załapała się także krówka, która choć nie była w „kropki bordo” to „żarła trawę kręcąc mordą”
Po drodze musimy uważać na kozy, które chodzą sobie po drodze i wstrzymują ruch
Krowy też lubią spacery po asfalcie
Po następnych kilku godzinach drogi docieramy do doliny, w której znajduje się najlepiej dostępny jęzor lodowcowy o nazwie Briksdalsbreen. To, że zbliżamy się do lodowca widać po coraz większej liczbie wodospadów spływających niby z chmur, bo szczyty otaczające dolinę schowane były w chmurach. Docieramy do parkingu pod Briksdal, teraz czeka nas 40 minut spaceru, aby przekonać się czy warto było jechać ponad 500 km.
Po drodze mijamy schowany we mgle wodospad przed, którym biegnie trasa wiodąca do lodowca, a woda rozpryskująca się na skałach moczy nas do ostatniej nitki.
Po drodze można pomoczyć ręce w strumieniu, który spływa z lodowca. Woda nadawałaby się do schładzanie piwka miała może ze 2 stopnie.
No i jest wreszcie go widać. Wiemy już, że było warto. Jest naprawdę niesamowity.
I okazuje się być naprawdę wielki, choć z daleka wygląda niewinnie.
Tak. Te kropki to ludzie.
Pomimo ostrzeżeń i zakazu podchodzenia do lodowca nie potrafimy się oprzeć i podchodzimy naprawdę blisko. W środku lata poczuliśmy trochę zimy.
Kiedy odchodziliśmy pogoda zaczęła się poprawiać i mogliśmy zobaczyć to co było schowane w chmurach i we mgle.
To wodospad, który nas zmoczył.
Kiedy odjeżdżaliśmy okazało się, że lodowiec widać z kilku kilometrów.
Dalej kierujemy się w stronę Geirangier Fjord, najpiękniejszego fiordu w Norwegii.
Po drodze napotykamy na bardzo przyjazne i oswojone owieczki
Dalej wjeżdżamy na drogę nr 63 jedną z najbardziej malowniczych tras w tym kraju. Przy której znajdują się tarasy widokowe na Geirangier. A jedna z części tej drogi to słynna Trollstigen
http://pl.wikipedia.org/wiki/Trollstigen
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tam dojadę.
Zaczyna się obiecująco, ale niestety dalej widać już tylko tyle
Nawet się nie zorientowaliśmy, a już byliśmy w Geirangier, miejscowości położonej nad samym fiordem, a widoków jak nie było tak nie było wszędzie tylko mgła albo chmury.
Czas nas gonił więc trzeba było obrać kierunek Bilitt i wracać.
Po drodze mijaliśmy jeszcze parę ciekawych miejsc. Między innymi miejsce (drogę) położone 1000 metrów nad poziomem morza.
Jeden z niezliczonych potoków o charakterystycznym kolorze
Późnym wieczorem docieramy do Lom gdzie znajduje się Stavkirke (
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ko%C5%9Bci ... 2_klepkowy )
Tam też pięknym zachodem żegna nas słońce
Po drodze mieliśmy jeszcze małą przygodę, Golfik w związku z trudnymi warunkami miał deczko większy apetyt i przeliczyłem się co do paliwa, na stację benzynową w Gjovik (20 km od farmy) wjechaliśmy gasnącym samochodem.
Na farmę dotarliśmy ok. godziny 3 nad ranem. Na szczęście następny dzień wolne i nie trzeba wstawać wcześnie.