Golfinka R20 vs. BMW Coupe 335i, czyli kill złosia w locie
: śr maja 11, 2011 13:33
Wieczorem złoś pokonywał trasę w okolicach Nadarzyna. Trasa spokojna, gładka (!!!) przez las, piękny wieczór, łokieć, luz. I tak jadąc sobie spokojnie i geriatrycznie, z tyłu widzę, że leci BMW, rozmiar 3, na ksenonach i z prędkością drugą absurdalną, czyli taką, że głupio jest przeżyć ewentualny wypadek. Jakoś nie zajarzyłem, chęci nie miałem na penisowe starcia, ale beemka dojechała do mnie, nieco zwolniła, i w trakcie wyprzedzania kierowca - starszy młodzieniec ok. 45 lat, krawacik, garniturek - dał full gaz. Żebym usłyszał, bo w chwilę potem zobaczyłem, że to coupejka no i 335i.
W ten sposób zostałem zmuszony do działania, czyli: zgaszenia peta, schowania łokcia i uuuh! lekkiej adrenalinki.
Muszę nadmienić, że trasę znam, bo często się na niej ganiam z kolegami. Fajny asfalt, kilka zakrętów no i las z niewielką ilością bocznych dróżek. Trasa ma na końcu jednak jedną wadę - przejazd kolejowy linii WKD na nasypie, mniej więcej 2-3 metry nasyp, stromy podjazd i zjazd. Niezależnie więc od ilości testoteronu po drodze wiem ja, oraz Ty, Czytelniku, że trzeba się zatrzymać dość energicznie po ostatnim zakręcie. Nie wiedział tego jednak młodzieniec starszy, lat ok. 45, krawacik, glazura, politura.
Młodzieniec najpierw przekonał się, jak pierdziawka złosia strzela w trakcie zmiany biegów. Zmianę 3/4 obserwował już patrząc mi w rurki.
Zmianę 4/5 obserwował z dużo większej odległości. Złośliwy przejazd za zakrętem zbliżał się jednak nieubłaganie.
Kilka zakrętów, mocniejsze przyhamowania, żeby przeżyć, mocniejsze gazy. Głośno, młodzieniec w ostrzejszym zakręcie lekko bokiem leci, widać, że nie odpuszcza. Duuuużo testosteronu w powietrzu
Wychodzimy zza ostatniego zakrętu (łagodniejszy, więc przechodzę na 3. biegu w pełnym ogniu). Młodzieniec jakieś 100 m za mną.
Za zakrętem jakieś 150 metrów jest przejazd. Uznałem więc, że czas hamować. Spokojnie zwolniłem i prawie tocząc się wjeżdżam na przejazd. W tym momencie zza zakrętu wypada beemka na pełnym ogniu. Bokiem lekko, guma gra ostro.
Obserwuję go w lusterku i rośnie mi coś za szybko. Nie hamuje??? Moje przednie koła zdjeżdżają z torowiska jak obok mnie słyszę ryk silnika, a za 0,2 sekundy widzę... lecącą w powietrzu beemkę Koleś NIE ZWOLNIŁ zbytnio. Chciał mnie wyprzedzić na przejeździe.
Przeleciawszy jakieś 5-8 metrów beemka je##ęła w asfalt aż mnie serce zabolało, z miski (osłony?) silnika poleciały iskry, jakiś plastik pofrunął, młodzieniec widziany był w kabinie w otoczeniu lewitujących drobiazgów, auto nosi na boki. Zwolniło troszkę.
Szczena mi leży na podłodze, zatrzymuję się i myślę - gościu chyba się połamał. Trzeba zasuwać, opukać, pogotowie, lekarz... Tymczasem beemka jak feniks z popiołów... brum! JEDZIE DALEJ. Już nie tak ładnie, coś mu zwisa tu i ówdzie, ale JEDZIE. Myślę sobie: gościu jest w szoku. Jadę za nim. A gościu pozdrawia mnie, rączka w górze.
Potem skręcaliśmy ja w prawo, on w lewo na trasę Grodzisk-Pruszków. Żal auta, nie wyglądało to dobrze. Ale faktem jest, że przegrałem, bo skrewiłem przed przejazdem kolejowym.
Czy spotkam jeszcze kogoś z TAK napiętymi pośladkami, ale w innym aucie? Wątpię.
Jeśli jednak spotkam innego młodzieńca w BMW z syndromem choroby proktologicznej, to opiszę
Wasz skillowany złoś
W ten sposób zostałem zmuszony do działania, czyli: zgaszenia peta, schowania łokcia i uuuh! lekkiej adrenalinki.
Muszę nadmienić, że trasę znam, bo często się na niej ganiam z kolegami. Fajny asfalt, kilka zakrętów no i las z niewielką ilością bocznych dróżek. Trasa ma na końcu jednak jedną wadę - przejazd kolejowy linii WKD na nasypie, mniej więcej 2-3 metry nasyp, stromy podjazd i zjazd. Niezależnie więc od ilości testoteronu po drodze wiem ja, oraz Ty, Czytelniku, że trzeba się zatrzymać dość energicznie po ostatnim zakręcie. Nie wiedział tego jednak młodzieniec starszy, lat ok. 45, krawacik, glazura, politura.
Młodzieniec najpierw przekonał się, jak pierdziawka złosia strzela w trakcie zmiany biegów. Zmianę 3/4 obserwował już patrząc mi w rurki.
Zmianę 4/5 obserwował z dużo większej odległości. Złośliwy przejazd za zakrętem zbliżał się jednak nieubłaganie.
Kilka zakrętów, mocniejsze przyhamowania, żeby przeżyć, mocniejsze gazy. Głośno, młodzieniec w ostrzejszym zakręcie lekko bokiem leci, widać, że nie odpuszcza. Duuuużo testosteronu w powietrzu
Wychodzimy zza ostatniego zakrętu (łagodniejszy, więc przechodzę na 3. biegu w pełnym ogniu). Młodzieniec jakieś 100 m za mną.
Za zakrętem jakieś 150 metrów jest przejazd. Uznałem więc, że czas hamować. Spokojnie zwolniłem i prawie tocząc się wjeżdżam na przejazd. W tym momencie zza zakrętu wypada beemka na pełnym ogniu. Bokiem lekko, guma gra ostro.
Obserwuję go w lusterku i rośnie mi coś za szybko. Nie hamuje??? Moje przednie koła zdjeżdżają z torowiska jak obok mnie słyszę ryk silnika, a za 0,2 sekundy widzę... lecącą w powietrzu beemkę Koleś NIE ZWOLNIŁ zbytnio. Chciał mnie wyprzedzić na przejeździe.
Przeleciawszy jakieś 5-8 metrów beemka je##ęła w asfalt aż mnie serce zabolało, z miski (osłony?) silnika poleciały iskry, jakiś plastik pofrunął, młodzieniec widziany był w kabinie w otoczeniu lewitujących drobiazgów, auto nosi na boki. Zwolniło troszkę.
Szczena mi leży na podłodze, zatrzymuję się i myślę - gościu chyba się połamał. Trzeba zasuwać, opukać, pogotowie, lekarz... Tymczasem beemka jak feniks z popiołów... brum! JEDZIE DALEJ. Już nie tak ładnie, coś mu zwisa tu i ówdzie, ale JEDZIE. Myślę sobie: gościu jest w szoku. Jadę za nim. A gościu pozdrawia mnie, rączka w górze.
Potem skręcaliśmy ja w prawo, on w lewo na trasę Grodzisk-Pruszków. Żal auta, nie wyglądało to dobrze. Ale faktem jest, że przegrałem, bo skrewiłem przed przejazdem kolejowym.
Czy spotkam jeszcze kogoś z TAK napiętymi pośladkami, ale w innym aucie? Wątpię.
Jeśli jednak spotkam innego młodzieńca w BMW z syndromem choroby proktologicznej, to opiszę
Wasz skillowany złoś